Krótkowidz z problemem dalekowzroczności. Zwykle nie noszę okularów, nie lubię, nie mogę się przyzwyczaić i mrużę oczy.. To na co dzień. Taka mała nieszkodliwa wada. Za to sercem wyglądam za horyzont czasu, co będzie za 10 lat? A za 15 ? Czy rodzina zadowolona ze mnie? Szczęśliwa? Czy nie... Maleństwa, teraz małe i głupiutkie. Szczęśliwe dziś i tu, ale za 10, 15 lat? Czy będzie im tu dobrze? Czy inaczej, zapatrzenie w siebie, zadowolenie z wygodnego, spokojnego życia, zaplanowanej codzienności, biernej i małej, ale wygodnej. Przewidywalność aż do bólu. Jakie możliwości? Szczęście w swojej osadce? Małej, bez perspektyw. Przecież wszyscy tak mówią! Mądrości narodów! Macierz głów nie może się mylić.
Przyszłość. Planowana już dziś, ostrożnie i dobrze. Patrzę daleko, daleko za horyzont czasu. Wyprzedzę ruchy, życie nie da mi szach-mat. Spoglądam daleko. Patrzę długo. Wykonuję ruchy, dziwnie spokojne, małe kroczki w bok, trochę w lewo... celuję w idealne życie. Ttymczasem potykam się o kije pod samymi nogami i upadam z HUKIEM.
Szczęśliwi żyją chwilą, teraźniejszością i dniem jutrzejszym. Skoro dzisiejszy był udany to i następny taki będzie. Wiecznie zamartwieni planują przyszłość i się martwią. Przyszłość kosztem teraźniejszości.
Upadam z hukiem, uderzam w ścianę. Walę w szybę pancerną. Stukam się w głowę. Wszystko stracone, powrotu nie ma. Planuję przyszłość, przeszłości nie zmienię. Gdyby były okulary czasu, niech zobaczę przyszłość. Jak wygląda? Czy warto? Niech ktoś odpowie, czy dobrze robię? Na razie zaklinam rzeczywistość.