Najnowsze wpisy, strona 2


wrz 16 2014 Wenus
Komentarze (0)

Dzień Wenus już jutro, to już połowa drogi. Duże spotkanie, małe uśmiechy... Poskładać okruchy, ulepić życie.

Nierealna zmiana, sen na jawie bez kojącego przebudzenia. Serce nie zwolni, oddech nie ścichnie, niestety nie. Jeszcze pół roku wcześniej sielska codzienność, cisza przed burzą. Nie, burza to zdarzenie losowe, to żywioł.  Na własne życzenie grzmieć nie będzie. Burza to błyski, grzmoty, gwałtowne zmiany.  Poplątało się, ale powoli, prawie świadomie.

Czasu było dość by się przebudzić. Jak to się stało... Na własne życzenie.

onmywish   
wrz 15 2014 Stracone
Komentarze (1)

Ostrożnie niosę  dzban. Piękny, zdobiony, połyskuje w słońcu.  Od dołu ciemniejszy. Brązy z szarościami powoli przechodzą w ciemną zieleń. Dalej jaśnieje, jasne błękity, soczyste zielenie. Żółty miesza się z pomarańczowym. Odrobina złotego.  Te kolory są ładniejsze, tu już naczynie wygląda wesoło, cieszy barwami. Uśmiecham się do siebie.   

Jest dużo warty, wszystko co mam. Nie jest lekki. Chyba mocny.  Czuję wyraźnie, jak odciska skórę dłoni. Przyjemnie czuć stabilny chwyt. Nie podejrzewam nawet jaki jest kruchy.  Delikatny.

Muszę starać się bardziej. Mocniej chwycić. Jest dobrze? Nie zdaję sobie sprawy, że tak. Już jest dobrze. To właśnie jest to. Ale nie dla mnie.  Zawsze mogę trzymać lepiej. Nigdy nie jest wystarczająco dobrze, trzeba dążyć do idealnego chwytu. Idealna kontrola. Ścisnąć, coś poprawić.  Lekko podskoczę i złapię mocniej.

 Teraz już wiem, że trzeba było nic nie zmieniać. Trzymałem go pewnie, przyglądając się z radością. Podziwiać i czuć ten przyjemny ciężar.  Mały podskok, takie tam szarpnięcie w górę. Tylko dla pewności.. Bach. 

Rozpadł się. Jakim cudem? Co ja zrobiłem? Podnoszę największe kawałki, ratuje co się da. Posklejam? Nigdy już nie będzie taki ładny. Nic juz nie zrobię. Uratuję co się da. Tylko tyle mogę zrobić. Kaleczę się, nie mogę dojrzeć małych kawałków, stracone.

Był piękny. Już go nie ma. Na własne życzenie.

onmywish   
wrz 15 2014 Dalekowzroczność
Komentarze (0)

Krótkowidz z problemem dalekowzroczności. Zwykle nie noszę okularów, nie lubię, nie mogę się przyzwyczaić i mrużę oczy.. To na co dzień.  Taka mała nieszkodliwa wada. Za to sercem wyglądam za horyzont czasu, co  będzie za 10 lat? A za 15 ? Czy rodzina zadowolona ze mnie? Szczęśliwa? Czy nie... Maleństwa, teraz małe i głupiutkie. Szczęśliwe dziś i tu, ale za 10, 15 lat? Czy będzie im tu dobrze? Czy inaczej, zapatrzenie w siebie, zadowolenie  z wygodnego, spokojnego życia, zaplanowanej codzienności, biernej i małej, ale  wygodnej. Przewidywalność aż do bólu.  Jakie możliwości? Szczęście  w swojej osadce?  Małej, bez perspektyw. Przecież wszyscy tak mówią! Mądrości narodów! Macierz głów nie może się mylić.

Przyszłość. Planowana już dziś, ostrożnie i dobrze. Patrzę daleko, daleko za horyzont czasu. Wyprzedzę ruchy, życie nie da mi szach-mat. Spoglądam daleko. Patrzę długo. Wykonuję ruchy, dziwnie spokojne, małe kroczki w bok, trochę w lewo... celuję w idealne życie. Ttymczasem potykam się o kije pod samymi nogami i upadam z HUKIEM.

Szczęśliwi żyją chwilą, teraźniejszością i dniem jutrzejszym. Skoro dzisiejszy był udany to i następny taki będzie.  Wiecznie zamartwieni planują przyszłość i się martwią. Przyszłość kosztem teraźniejszości. 

Upadam z hukiem, uderzam  w ścianę. Walę w szybę pancerną. Stukam się  w głowę. Wszystko stracone, powrotu nie ma. Planuję przyszłość, przeszłości nie zmienię.   Gdyby były okulary czasu, niech zobaczę przyszłość. Jak wygląda? Czy warto? Niech ktoś odpowie, czy dobrze robię? Na razie zaklinam rzeczywistość.

onmywish